Recenzja: W żywe oczy - JP Delaney



Autor: JP Delaney
Tytuł oryginalny: Believe Me
Tłumacz: Anna Gralak
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2018 
Ilość stron: 424

Pierwszy raz zetknęłam się z twórczością JP Delaney'a podczas czytania Lokatorki. Była to całkiem niezła powieść, która zebrała sporo dobrych recenzji. Tym bardziej chętnie sięgnęłam po kolejną, wydaną na naszym ryku książkę autora, którą jest "W żywe oczy". Jak wyglądało nasze spotkanie? O tym zaraz Wam opowiem...
Opis fabuły wydaje się bardzo zachęcający i zapowiadający świetną powieść:"Spotkał ją. Uwierzył jej. Nie powinien. Nawiąż rozmowę z wyznaczonym mężczyzną. Nie bądź za szybko bezpośrednia. To on musi złożyć propozycję, a nie na odwrót. Zarejestruj całą rozmowę. Claire kłamie zawodowo. Wydaje się, że jest stworzona do roli, w którą się wcieli. Na zlecenie firmy prawniczej specjalizującej się w sprawach rozwodowych ma demaskować niewiernych mężów i dostarczać niezbitych dowodów ich zdrady. To ona ma dyktować reguły gry. Gdy „klientem” Claire zostaje interesujący profesor Patrick Fogler, stawka gwałtownie rośnie. W grze gęstej od mrocznego uwodzenia, manipulacji i niedopowiedzeń role zaczynają się niebezpiecznie odwracać..." Czy można się bardziej pomylić? 


Już na wstępie autor bez zbędnego zwodzenia uświadamia czytelnika, że W żywe oczy są powieścią poprawioną, wydaną ponownie po sukcesie Lokatorki. Okazuje się, że za pierwszym razem nie była zbyt poczytna i na fali popularności Delaney postanawia zaryzykować ponownie. Cóż, zapewne się opłacało tylko czy jest to do końca uczciwe wobec czytelników? Niech każdy rozsądzi w swoim sumieniu. Ale do rzeczy.


"Aktorstwo to nie udawanie ani naśladowanie. 
Wskazówka tkwi w samym słowie. Aktorstwo to działanie."


Pomysł na powieść jest bardzo dobry i to trzeba przyznać od razu. Pojawiają się wtręty, które rozpisane są jak sceny sztuki teatralnej co jest nietypowym zabiegiem i mogło być bardzo odświeżające. No właśnie (słowo klucz) mogło... bo w mojej subiektywnej opinii jest tego zbyt wiele. Sama książka to w zasadzie niezliczone dialogi i uboższe opisy oraz właśnie sceny teatralne rozgrywające się w głowie Claire, naszej głównej bohaterki. Dwa, trzy takie użycia są faktycznie ciekawe. Jednak kiedy otrzymujemy takie redagowanie tekstu co kilka kartek, staje się to po prostu nużące i powoduje, że czytelnik się gubi. 

"Szarość przejmuje władzę nad niektórymi ludźmi i nie potrafią się od niej uwolnić."


Claire Wright jest zatrudniona w firmie prawniczej i specjalizuje się w demaskowaniu niewiernych mężów. Kłamie zawodowo, aktorką jest pierwszorzędną (przede wszystkim w swoim wygórowanym mniemaniu), jest ambitna, młoda i ładna (a przynajmniej tak o sobie mówi), choć z powierzchownych opisów w książce, niestety niewiele 'prawdy' możemy się o niej dowiedzieć. Claire otrzymuje kolejne zlecenie, a sprawy nie układają się według jej planu. Wszystko się sypie, pojawia się martwa kobieta i zaczyna zabawa w kotka i myszkę. Tutaj fabuła zasługuje na plus. Coś zaczyna się dziać, czytelnik powoli wgryza się w emocje towarzyszące książce, choć napięcia nie jest wiele to zastanawiamy się co tak na prawdę zaszło...



A sama Claire? Nie polubiłam jej ani trochę. Brzydzę się kłamstwem a ona jednak kłamie wręcz profesjonalnie. Jest zachwiana emocjonalnie, płytka i chyba sama zgubiła się w swojej głowie. Owszem, wiem że to zabieg na rzecz fabuły ale nie mogę się w nią wgryźć tak jakbym tego oczekiwała. Dodatkowo jest wielką egoistką, zapatrzoną w siebie. I nic z jej przeszłości nie może mnie do niej przekonać. 


"Jak mamy sobie zaufać, skoro obydwoje wiemy jak świetnie potrafimy kłamać?"

Na scenę wkracza postać męska, uroczy Patrick Fogler. Czarujący i jak się wydaje niebezpieczny. Czy jest niewinny, czy może prowadzi własną grę musicie dowiedzieć się sami ale na pewno jest znacznie ciekawszą postacią od głównej bohaterki.
W książce pojawia się jeszcze kilka postaci, jednak niestety przez skąpe opisy nie przywiązujemy się do nich zbytnio i niewiele o nich wiemy. Można śmiało powiedzieć, że są bohaterami papierowymi i niewiele wnoszą do całej intrygi. A to czego wymagam od dobrego thrillera to zaglądanie w głąb umysłów, nawet tych mniej znaczących bohaterów.


W książce, której trzeba oddać, że czyta się szybko i jest rozrywką na jeden (może dwa) jesienny wieczór, pojawia się wiele naiwności, absurdów i infantylnych wypowiedzi, co mnie po prostu drażniło. Autor serwuje nam zachowania momentami patologiczne, pojawiają się perwersje. Mnie osobiście również dobijał brak humoru w celu rozładowania napięcia. Z książki lały się tylko kłamstwa, manipulacja i ciągła gra aktorska. Język, którym operuje Delaney jest prosty, mało wymagający dlatego przez powieść się płynie, jednak czasami wolałabym nieco bardziej 'połamać sobie język' niż przeczytać i zapomnieć.

"Bo jeśli kobieta nie może ufać facetowi, który mówił, że zawsze ją będzie kochał
 to komu na tym świecie można ufać?"

Ale nie jest aż tak źle bo jest coś co bardzo mi się spodobało, a mianowicie wykorzystanie w książce poezji Baudelaire'a, która jest bardzo kontrowersyjna. Lubię wiersze, również te mocno nietypowe i Baudelaire świetnie się w ten kanon wpisuje. Jego poezja jest dekadencka, przepełniona symbolami i erotyzmem co w tym przypadku Delaney dobrze wykorzystał.


Jestem zawiedziona bo wiele oczekiwałam po tej książce. I nie sądziłam, że się rozczaruję. Ubolewam tym bardziej, że sam pomysł na jej prowadzenie był fenomenalny! Są momenty kiedy się broni, owszem, ale kiedy spojrzymy na całość coś wyraźnie nie gra a autor chyba sam zgubił się w tym wszystkim. 
Bardzo dobrym pomysłem było wplecenie w fabułę teatru, bo do sztuki w tym wydaniu mam słabość. Ale wszystko kręciło się tylko wokół Claire na deskach teatru, a to już było zbyt wiele. Końcówka powinna mnie zaskoczyć, a od jakiejś 70 strony przeczuwałam kto jest winny i się nie pomyliłam. A jednak w thrillerach lubię dostać po głowie i powiedzieć 'jak bardzo się myliłam'. Miało być zaskoczenie a było oczekiwanie na to jak wreszcie doprowadzą to do końca.

"Bo jak się okazuje, jedyną rzeczą, której nigdy nie pokazują w filmach jak należy, jest śmierć." 

Tym co uważam za najlepsze to w tym przypadku okładka. Jest stonowana, ładna i nawiązuje do treści. No i mam słabość do białych obwolut. Także, Wydawnictwo Otwarte jak zawsze na duży plus.


Sen lunatyka to chyba najlepsze podsumowanie tej powieści. Sama żałuję, że nie wycisnęłam z niej więcej ale może przez to, że czytam ogrom thrillerów jestem tak krytyczna. Nie mniej, nie zniechęcam bo to książka z tych, którą jedni nienawidzą a inni ubóstwiają więc mimo wszystko spróbujcie przekonać się sami.


MOJA OCENA
4/10


Za egzemplarz do recenzji dziękuję


Komentarze

  1. To nie pierwsza, mało zachwycająca opinia jaką czytam. Widzę, że autorowi można dużo zarzucić, łącznie z wykorzystaniem brzydkich, choć zrozumiałych, komercyjnych chwytów. Nestety sporo niepochlebnych opinii jakoś nie nastawia mnie do tej książki, więc nie sięgne po nią w najbliższym czasie, ale może kiedyś :)

    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, podejrzewam, że raczej będzie takowych przybywać. Choć widziałam również zachwyty zachwyty…

      Usuń
  2. Mało zachęcająca opinia, i chyba jedna z pierwszych która jest na 'nie'.
    Sama jestem ostrożna jeśli chodzi o zbyt reklamowane książki. Czasami mam wrażenie, że recenzenci boją się napisać negatywną opinię, skoro wszyscy są na TAK :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już się na kilka natknęłam. Cóż, ja się nie boję bo nie mam zamiaru kłamać, że coś jest dobre skoro nie jest.

      Usuń
  3. kocham książki <3 dopiszę ją do mojej jesiennej listy literatury na długie wieczory :)

    OdpowiedzUsuń
  4. super rzecz na jesienne wieczory

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi sie bardzo podobała, wywołała niezły bałagan w mojej głowie i podobało mi sie to, że autor aż do ostatniej strony potrafił mnie zaskoczyć i to nie jeden raz. ;) Planuję sięgnąć po Lokatorkę i liczę na to, że będzie równie dobra jak W żywe oczy. :)
    Jedyne co mnie denerwowało w tej historii to te wiersze... nigdy nie byłam fanką poezji. xD
    Pozdrawiam! :)
    https://recenzjeklaudii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co kto lubi :) Lokatorka na pewno Ci się spodoba bo jest po prostu lepsza. Hah mnie właśnie denerwowało wszystko poza wierszami bo je uwielbiam!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sowia Poczta - kwietniowy box fantastyczny

Zimowy Book Haul cz. II