Warszawskie Targi Książki 2019

Końcówka maja obfitowała w bardzo ważne, książkowe wydarzenie, które miało miejsce w Stolicy. Po latach udało mi się postawić stopy na Stadionie Narodowym i wraz z innymi, przemierzać stoiska wydawnictw, poznawać książkoholików oraz wspaniałych autorów. Zaraz (z wypiekami na twarzy) Wam wszystko zrelacjonuję.

W Warszawie mieszkałam ponad 8 lat i wstyd się przyznać, ale dopiero te 10te Targi były... moimi pierwszymi. Zawsze coś mi wypadało i albo pracowałam, albo akurat nie było mnie na miejscu. Wreszcie udało się. W styczniu (zaraz po ogłoszeniu przez organizatora) zdobyłam akredytację dla blogerów i z wydrukowaną wejściówką odliczałam tygodnie...

PIĄTEK


Na Targach byłam w piątek po południu i prawie cały dzień w sobotę. Choć jak to zwykle bywa, niektóre plany nieco się pokrzyżowały to i tak jestem bardzo zadowolona. Ale po kolei.


W piątek było dużo ludzi, ale domyślałam się, że apogeum czeka nas kolejnego dnia. Był to dla mnie dzień organizacyjny. Chciałam poznać rozkład stoisk, zrobić pierwsze zakupy, a później powędrować na spotkanie z wybranymi autorami. Wiele spotkań się pokrywa, więc trzeba kalkulować i podejmować decyzje dokąd zmierzać, ale najważniejsze jest by dobrze się bawić i czerpać z całego wydarzenia. A przecież kolejne Targi już za rok (albo kilka miesięcy, np. w Krakowie), więc co się odwlecze...



Z każdą godziną ilość osób na powierzchni stadionu się powiększała. Był to dzień, kiedy 'zwiedzałam' sama więc wszystko robiłam na własną rękę. Tym co rzucało się w oczy, była świetna organizacja. Nie można się było zgubić, stoiska były opisane czytelnie, mapy wydarzenia pomagały się odnaleźć. Harmonogram spotkań był ciekawy, choć wiele z nich odbywało się w różnych punktach Stadionu pokrywając się. I tak np. nie poszłam na panel na Scenie Festiwalu Kryminalna Warszawa bo akurat ciekawe wystąpienie było na Kanapie Literackiej, albo zazębiło się ze spotkaniem autorskim. 


  
Wydawnictwa zaskakiwały swoimi ekspozycjami. Albatros, z promocją książki "Współlokatorzy" zdecydowanie wygrał tegoroczne WTK. Łóżko nawiązujące do okładki powieści było strzałem w dziesiątkę. Czwarta strona i We Need YA miały zrobione ściankę z czerwonym dywanem, a Media Rodzina osadziła książkę "Hazel Wood" w pięknej zieleni. 
Ze stoisk zbierałam piękne katalogi wydawnicze, zakładki czy przypinki, które były gratisami dla odwiedzających (a nie tylko dla kupujących). Można było także zdobyć fragmenty książek i porozmawiać z wydawcami, których znamy z social mediów. 


Pierwszą osobą, którą spotkałam po dosłownie 40 minutach obecności na Stadionie był Marcin, znany z YT Okoń w sieci. Jak zwykle nagrywał, jak zwykle rozsiewał uśmiechy i zarażał entuzjazmem. Okazało się, że zarówno wirtualnie jak i na żywo jest fantastycznym, ciepłym człowiekiem z wielkim poczuciem humoru i niemożliwą pamięcią (wszak znając mnie tylko z sieci, od razu mnie rozpoznał! Byłam w ciężkim szoku, podziwiam). Mimo pośpiechu udało się nam porozmawiać, otrzymałam świetne, okoniowe zakładki a nawet wystąpiłam w niemym filmie. (Czekam na efekty). Czas jednak naglił, i musiałam pędzić dalej bo zbliżała się 17!



Stoisko SQN, które widzicie na zdjęciu zorganizowało spotkanie z Rafałem Fronią (akurat udziela wywiadu). Bardzo na nie czekałam, ponieważ jest to jeden z moich ulubionych himalaistów. Wędrowałam w okolicach stoiska w miarę wcześnie i udało mi się Go spotkać zanim wszystko się zaczęło! 


 

Pan Rafał nie tylko cudownie pisze i opowiada, ale jest też niezwykle wdzięcznym rozmówcą! Czułam lekki stres przed tym spotkaniem, przyznaję, ale widocznie człowiek gór rozpozna innego miłośnika (jak wiecie jestem zapalonym górskim włóczykijem) jak pismo nosem i rozmowa potoczy się sama. Poczucie humoru Froni jest dokładnie takie, jakie przebija z jego dzienników wypraw i książek. Zdjęcie robił nam Łukasz z SQN, za co jeszcze raz serdecznie dziękuję. Pomijam fakt, że Pan Rafał usiłował nas przy okazji wyswatać... Atmosfera była wspaniała a ja przeżywam te kilka minut do teraz. 
Niestety po tym spotkaniu mój pierwszy dzień dobiegł końca. 


Pierwszego dnia kupiłam w We Need YA! debiutancką powieść Klaudii Bianek "Jedyne takie miejsce" oraz "Strażnika" Pauliny Hendel. Do zakupów otrzymałam zakładki, plakat i przypinki, co dołączyło do zakładek od Okonia i wydawniczych folderów. Lekko zmęczona (bo po 4 godzinnej podróży do Warszawy i kilku godzinach Targów) ruszyłam w stronę metra.



SOBOTA



W sobotę byłam bardzo podekscytowana, ponieważ wreszcie miałam się spotkać z moją targową ekipą. To cudowni ludzie, których znam od wielu lat, ale na żywo spotkałam dopiero teraz! Dacie wiarę!? Okazuje się, że przyjaźnie zawarte w sieci są niezwykle wartościowe i totalnie przekładają się na relacje 'w realu'. Kaś, Aga, Pat! Kocham Was! Takie wydarzenia tylko z Wami. Ale zacznijmy od początku...


 
W największy zachwyt podczas WTK wprawiła mnie (i Agatę) wystawa Domu Emisyjnego Manuscriptum, który wydaje księgi kolekcjonerskie. Złote, bogate zdobienia, unikalne egzemplarze, delikatne kartki. Skarb dla każdego czytelnika. Mogliśmy zobaczyć między innymi Biblię Maxima, Codex Leicester czy Manuskrypt Wojnicza. Mam nadzieję, że na kolejne targi ta oficyna również zawita.



Za czym kolejka ta stoi? Tak proszę Państwa, do Mroza! Kolejka do Niego zawijała kilka razy i myślę, że osoby z końca oczekiwały na autograf nawet 2 godziny. Istne szaleństwo. Ja nie czytuję Pana Remigiusza, dlatego byłam te 2 godziny do przodu. 


 
W porównaniu do kolejki w Filii, liczba osób przybywających po podpis do Świata książki i Pilipiuka była znacznie skromniejsza, niestety...


By nieco odetchnąć od zgiełku, dla odwiedzających były udostępnione trybuny. Można było zejść na krzesełka i odpocząć, bo przyznaję, że pomiędzy stoiskami, w tłumie było nieziemsko gorąco. Świetnym rozwiązaniem był także telebim, na którym oglądaliśmy spotkania autorskie.


Przyznaję, że połowy z moich targowych planów nie zrealizowałam, ale to z prostej przyczyny, że zamiast stać w kolejkach wolałam chłonąć obecnych tam geeków książkowych. To inni ludzie są naszym motorem napędowym. Autorzy byli bardzo ważni, ale niestety - nie najważniejsi. Zamiast się rozdzielać odwiedzaliśmy poszczególne stoiska po kilka razy, buszowaliśmy w strefie komiksów i antykwariatów, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, magazynowaliśmy wspomnienia. Spotkania były bardzo wartościowe a czas spędzony razem naładował nasze baterie na kolejne miesiące. 
Udało nam się drugi dzień z rzędu wpaść na Okonia, a także wreszcie spotkałam się z Łukaszem z wydawnictwa We Need YA! Łukasz jest moim książkowym guru (czytam wszystko co poleci) i cieszę się, że na żywo udało nam się zamienić kilka słów.



Gwoździem sobotnich spotkań autorskich było właśnie to. Wyczekane, wymarzone spotkanie z Denisem Urubko. Podziwiam tego człowieka od lat, kibicuję i szanuję. Niesamowity, niezłomny charakter, świetny himalaista, pełen skromności. Dziękuję Pani z kolejki za zdjęcie. Wspólne oczekiwanie było bardzo sympatyczne.



 
Przemykając przez stoiska udało nam się spotkać Anetę Jadowską, i choć nie miałam przy sobie Jej książki i nie zdobyłam autografu, to mam bardzo wartościowe zdjęcie, za które dziękuję Bartkowi. Pani Aneta okazała się niesamowicie pogodną osobą, z którą rozmawia się jak z dobrą znajomą. Na kolejne targi muszę zabrać powieść! 


 
To właśnie moje kochane wariaty. Kasia, Patryk i Agata. Nie przepuszczę Wam targów w Krakowie!


Udało się także spotkać z Kasią i Martą. Kasia jest moją instagramową bliźniaczką (haha) i cudownie było się poznać poza siecią. A fotografował nas Bartek...


 
Którego oczywiście także udało się spotkać w sobotę. Pamiątkowy selfiak musiał być! I utwierdziłam się w przekonaniu, że nieważne czy znamy kogoś latami czy kilka tygodni. Wspólna pasja przenika i spaja. Czuć to było w każdym zakamarku Stadionu, przy każdym stosiku i w każdej mijanej grupce. Ja przekonałam się na własnej skórze.



 
Z WTK przywiozłam niewiele gadżetów i kupiłam tylko 3 książki (w sobotę do dwóch wspomnianych dołączyli "Współlokatorzy"), ale mam masę wspomnień i przeżyć, które będę pielęgnować do kolejnych takich wydarzeń. 

***

Organizacja WTK 2019 przypadła mi do gustu. Przy wejściu w ogóle nie stałam w kolejce, pokazałam tylko akredytację i mogłam wchodzić, poruszanie się po stadionie (mimo tłumów) nie było aż takie trudne. 
Jedynym co zgrzytnęło i czego mi brakowało, była tak prozaiczna sprawa jak brak np. food trucków. Jeśli nie miało się swojego prowiantu to kilka godzin można było chodzić głodnym. Jest to jednak dość istotna kwestia przy tak dużym wydarzeniu. 
Drugim mankamentem były bilety, jeśli ktoś wyszedł na zewnątrz a miał bilet jednodniowy, nie mógł już na nim wrócić za bramki. 
Trzecia sprawa to temperatura. Do wytrzymania, ale w sobotę była bardzo, ale to bardzo gorąco!

Pomijając te aspekty było fantastycznie! Jeśli się wahacie, nie róbcie tego tylko korzystajcie. Spotkania z autorami, wydawcami, innymi książkoholikami to coś czego nikt Wam nie zabierze. Wspomnienia i realizacja marzeń jest siłą napędową i warto je kolekcjonować i spełniać. 

Widzimy się w październiku w Krakowie?

Komentarze

  1. Kochana moja! Na KTK jedziemy w październiku i nawet nie ma być żadnego "ale"!
    Cudownie było się w końcu spotkać po tylu latach znajomości sieciowej. I to wydarzenie utrzymało mnie tylko w przekonaniu, że naprawdę warto poznawać tak ludzi, szczególnie gdy ma się wspólną pasję. :)
    Czekam z niecierpliwością na kolejny wspólny wypad. :*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sowia Poczta - kwietniowy box fantastyczny

Zimowy Book Haul cz. II