Mini recenzja - Batman przeklęty

Batmana Przeklętego przeczytałam kilka tygodni temu. Po odłożeniu komiksu miałam mieszane uczucia, dlatego też nie pisałam o nim od razy. Wierzyłam, że "to i owo" musi dojrzeć i się ułożyć.


Na ogromny plus zasługuje kreska: bardzo mroczne i ciężkie (chwilami wręcz duszne) rysunki działają na wyobraźnię czytelnika i budzą niepokój.

Kolejnym plusem jest nietypowe podejście do historii Batmana, który walczy z demonami z dzieciństwa (bo losy jego rodziny potoczyły się całkiem inaczej) oraz zmiana narratora. Tym razem opowiada ją, pełen cynizmu John Constantine. Brakuje również głównego antagonisty - Joker nie żyje, a Nietoperz nie pamięta z czyjej ręki zginął...

Minusem może być fakt, iż w całej opowieści widać trochę chaosu, a masa niedopowiedzeń może powodować chwilowe zagubienie.

Brian Azzarello przedstawił znaną historię całkiem inaczej. Trafimy tu bowiem na motywy okultystyczne, oniryczne, wyjęte wręcz z horroru oraz retrospekcje. Jednak najważniejsza jest warstwa psychologiczna. Takiego komiksowego studium przypadku jeszcze nie widziałam.

Mroczny Rycerz pełen lęku, niepewności a nawet słabości, bardziej ludzki, mimo wcześniejszej niechęci, przypadł mi do gustu. A nawet jeśli taka forma nie spodoba się Wam, to warto ten komiks zgłębić ze względu na rysunki Lee Bermejo, które są obłędne i niezwykle realistyczne!

Kolejna publikacja Black Label, wydana na najwyższym poziomie.



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sowia Poczta - kwietniowy box fantastyczny

Zimowy Book Haul cz. II