Mini recenzja - Niewidzialne echa

Miłość uskrzydla.
Miłość niszczy.
Miłość budzi fragmenty duszy o jakich nie mamy pojęcia.
Sandoval był mi nieznany. Cieszę się, że ten stan się zmienił...

Historia stworzona przez Tonyego Sandovala, z niesamowitymi grafikami Grazi la Paduli chwyta za serce. Senna opowieść, podczas której poznajemy Baltusa jest pełna metafor i niedopowiedzeń. Momentami wręcz poetycka, sprawia, że nie odłożymy komiksu póki nie poznamy zakończenia.
Czytając tekst i analizując ilustracje, zastanawiamy się jak wielką empatią i wrażliwością może dysponować człowiek? Czy intuicja lub szósty zmysł faktycznie istnieją? Czy smutek, strata, żal potrafią otworzyć w naszych sercach rany tak wielkie, że zacznie przez nie przepływać coś metafizycznego? Czy czas leczy rany, czy tylko rozdrapuje blizny? I w końcu, czy żałoba budzi nasze demony?
Każdy czytelnik musi sam odpowiedzieć na te pytania. Ponieważ z pewnością, każdy odbierze tę historię opierając się o własne doświadczenia.

Ja jestem urzeczona. Fragment życia Baltusa jaki nam zaprezentowano, siła jego miłości, radzenie sobie ze śmiercią, demony jakim musi stawić czoła i decyzje jakie przychodzi mu podjąć zmuszają do refleksji. Pozostawiają niepokój.
Grafiki, odrobinę bajkowe, odrobinę karykaturalne, wbrew pozorom są dzięki temu bardziej realistyczne. Pobudzają wyobraźnię i zmuszają do przemyśleń.

Celowo tak mało piszę o fabule, ponieważ absolutnie musicie sięgnąć po ten komiks.


Niewidzialne echa, smugi cienia, skrawki myśli, przeznaczenie... koniecznie trzeba się z tym zmierzyć. Zwłaszcza w tak wyjątkowym wydaniu.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sowia Poczta - kwietniowy box fantastyczny

Zimowy Book Haul cz. II