Pani magister

Ostatnie tygodnie były istnym szaleństwem. Stres czaił się za mną na każdym kroku.
Dodatkowo potęgował go lęk, że nie zdążę, że sobie nie poradzę, że będzie wstyd.
Jednak mimo wielu przeciwności udało się - o czym mówię?
Zdobyłam tytuł magistra!

Dla wielu pewnie wyda się, że to nie gigantyczne osiągnięcie, bo w dzisiejszych czasach "każdy głupi" może się obronić. Albo sobie darować... Dla mnie był to pewien punkt honoru, coś co chciałam osiągnąć własnymi siłami, mieć dowód że ciężka praca się opłaca. Los oczywiście rzucał kłody pod nogi, promotor odszedł z uczelni, trzeba było za nim jeździć po Polsce, rodzina twierdziła że nie zdążę, moje lenistwo tłukło myśli w głowie by sobie darować. Ale się nie poddałam i rozpiera mnie duma. Może to śmieszne, ale od pewnego czasu staram się wychodzić ze swojej skorupy, otwierać na świat, troszkę na nowo. A takie małe cele, osiągane przy przeciwnościach dają wielką satysfakcję. Może chciałam też kilku osobom utrzeć nosa, bo nie wszyscy we mnie wierzyli... Życie! 

Dzień obrony był koszmarny, lało, wiało, dosłownie rzucało żabami. Dodatkowo kołaczący się w głowie stres i wysokie ciśnienie nie pomagały się opanować. Potem wizyta przed komisją, wielki mętlik, pustka dosłownie tabula rasa w głowie, gigantyczne wrażenie "tylko mi się nie uda", ale udało się. Zakończyłam ten etap życia. Pora wchodzić w dorosłość... choć tak bardzo chciałoby się jeszcze studiować, to niesamowite jak 5 lat szybko przeminęło...

I tu pojawia się problem, bo... bo nie potrafię. Boję się że sobie nie poradzę, w końcu studia tak na prawdę wielu rzeczy nie uczą. Szukanie pracy w zawodzie jest kolejnym koszmarem. Wysyłanie CV, rozmowy, odchodzenie z kwitkiem... a jeśli już coś znajdę to czy się utrzymam, czy będę na tyle dobra by dać radę, by kolejny raz pokonać przeciwności i siebie? Nie wiem, mam nadzieję...

Tymczasem odpoczywam, próbuję oczyścić umysł i uspokoić ciało. Wyjechać do rodziców i pooddychać innym powietrzem niż to w Stolicy. Zwolnić bieg i wyciszyć się przed nowymi wyzwaniami.

A na razie, pora nadrabiać zaległości: książkowe, filmowe, serialowe, przyjacielskie - których przez te ostatnie 3 ciężkie miesiące nazbierało się wiele. I nadrabianie blogowania - jak ja za tym tęskniłam :)


A to moje "dziecko"

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sowia Poczta - kwietniowy box fantastyczny

Zimowy Book Haul cz. II